„Wolna elekcja Chrystusa na Króla Polski”. Trudno jednoznacznie określić, w jakich okolicznościach i u kogo zrodziła się ta myśl. Zresztą nie jest to takie ważne. Trudno też oceniać jej słuszność. Idea ta, wprowadzana w życie, może bowiem być zarówno fatalnym błędem, jak i wspaniałym impulsem do pogłębienia wiary. Wszystko zależy od tego, co rozumiemy pod pojęciem „elekcja”, czyli wybór, i jakie królowanie chcemy przypisać Chrystusowi. Trzeba od razu powiedzieć, że jeśli ktoś chciałby ujmować „elekcję” w sensie wyborów politycznych, zaś w Chrystusie upatrywałby króla, który jednym machnięciem ręki rozwiąże wszystkie problemy społeczne, gospodarcze i polityczne w naszym kraju, to nie uniknie wielkiego rozczarowania. Może ono być tragiczne w skutkach (nie tyle dla życia politycznego, ile dla życia wiary jednostek i całej społeczności Kościoła). Ewangelia przekonuje o tym aż nadto jednoznacznie. Wystarczy przypomnieć, że już raz – po cudownym rozmnożeniu chleba – Żydzi chcieli Jezusa obwołać królem. Gdy poznał ich zamiary, „sam usunął się znów na górę” (J 6, 15). Oni zaś, zaślepieni swymi doczesnymi wyobrażeniami o królestwie Bożym, nie byli w stanie zrozumieć tego, co mówił im o wieczności, o pokarmie na życie wieczne, o nowym królestwie Ojca. „Odtąd wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło” (J 6, 66).
Błędny wybór i wynikłe stąd polityczne rozczarowanie doprowadziły ich do utraty wiary. Jest jednak w Ewangelii zdanie, które również wyraża wolny wybór Chrystusa. Oto Pan Jezus pyta Apostołów: „Czyż i wy chcecie odejść?“ (J 6, 67). Piotr zaś odpowiada: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga” (J 6, 68-69). W tym dialogu nie ma cienia politycznych, społecznych czy ekonomicznych ambicji i oczekiwań. To jest dialog wiary, który wyrasta z konkretnego doświadczenia i osobistego przyjęcia mesjańskiego orędzia o nowej rzeczywistości, którą Bóg oferuje człowiekowi przez Chrystusa.
U podstaw apostolskiego wyboru w tej ewangelijnej sytuacji było doświadczenie rozmnożenia chleba. Był to znak, w którym odczytali działanie Bożej mocy Chrystusa. On sam opatrzył ten znak komentarzem, w którym odpowiadał na nurtujące ich pytania. Jeszcze nie rozumieli w pełni tych odpowiedzi, ale nie mieli wątpliwości, że Jezus wprowadza ich w świat przeżyć, które są o wiele cenniejsze, niż poczucie sytości czy politycznej niezależności. Otwierał przed nimi perspektywę szczęścia wiecznego. To była obietnica owiana tajemnicą. Nie mogli w żaden sposób przekonać się o tym, że zostanie ona spełniona. Musieli zawierzyć temu, co Jezus czynił i mówił. I zawierzyli. Na podstawie wiary – mając na względzie wieczność, a nie doczesność – dokonali wyboru: postanowili iść za Chrystusem. Z czasem mieli się przekonać, jak brzemienny w skutki był ten wybór. Odtąd mieli z Nim przeżywać zarówno entuzjastyczne „hosanna!”, jak i „ukrzyżuj Go!”. Opanowani lękiem i ludzką słabością uciekali spod krzyża, aby kiedyś wziąć na barki krzyż własnego męczeństwa w Jego imię. Radowali się Jego obecnością po zmartwychwstaniu, a gdy ta radość potwierdzała ich wiarę, nie wahali się iść i głosić obietnicę życia wiecznego, na przekór mocom tego świata. Obrali Chrystusa Królem własnego życia – nie po to, by je zachować w doczesnej pomyślności, ale po to, by je stracić, pomni na Jego słowa: „kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa” (Łk 9, 24).
Akt wyboru Chrystusa jako Pana jest jednym z zasadniczych elementów doświadczenia wiary. Chrześcijanin, który pragnie autentycznie żyć wiarą, musi go dokonać. Czasem będzie to akt jednorazowy i trwały, a czasem dokonywany w wielu etapach, w miarę wewnętrznego dojrzewania człowieka. Jego fundamentem jest sakrament chrztu – czytelny znak działania mocy Boga, który uwalnia od zła i włącza do wspólnoty dzieci Bożych. Komentarzem do tego znaku jest Ewangelia, dzięki której poznajemy Chrystusową obietnicę szczęścia wiecznego i drogę, na której możemy to szczęście osiągnąć. Wybór należy do nas: odejść, albo iść za Chrystusem w przekonaniu, że to On ma „słowa życia wiecznego” (J 6, 68). I trzeba pamiętać, że ten wybór obejmuje również decyzję na codzienne branie krzyża (nie w samotności – wraz z Chrystusem, który na nim najpełniej króluje). Uczynić Chrystusa swoim Królem, nie oznacza zapewnić sobie władzę i dostatek, ale pozwolić, by panował nad naszymi myślami, pragnieniami, dążeniami, uczuciami, czynami… Wybrać Chrystusa na Króla swego życia, to podporządkować Jego woli własne „chcę” – Jemu oddać własną wolność decydowania i działania. Mieć Chrystusa za Króla, to znaczy żyć według Jego praw i zasad, które objawił w Ewangelii.
Wolna elekcja Chrystusa na Króla? – tak, jeśli jest to akt wiary, a nie ideologii. A jeśli płynący z wiary, to w życie wieczne, nie zaś w doczesną pomyślność. Pamiętajmy, że nie jest to akt, który poprawia polityczną koniunkturę, ale który zobowiązuje do wierności. Unikniemy wtedy bolesnego rozczarowania.
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Arnaud Jaegers/Unsplash.com