Kolekcja muzealna Ośrodka Pontyfikatu Jana Pawła II oprócz pamiątek związanych z osobą Papieża, jego posługą i licznymi podróżami, zawiera również przedmioty nazywane „relikwiami narodowymi”. Ten niezwykły dział jest wymownym świadectwem, że historia Polski znalazła w osobie Papieża szczególnego rzecznika. Podczas swoich licznych spotkań z rodakami nie tylko słuchał ich wspomnień, ale także otrzymywał w darze różne przedmioty, m.in. pamiątki z czasów „dziejowych prób” i zmagań o wolność Polski. Jedną z nich jest dwunastostronicowa książeczka zatytułowana „Żywy różaniec”, opisująca historię, która wydarzyła się podczas II wojny światowej w obozie Gusen, w północnej części Austrii.
Twarda rzeczywistość i siła modlitwy
Do Gusen, który był tzw. podobozem głównego więzienia w Mauthausen, trafiała przede wszystkim polska inteligencja i patrioci. Z 34 tys. więźniów udało się przeżyć zaledwie 7 tys. osób. Wycieńczenie, głód, nieludzkie warunki życia i ciężka praca w kamieniołomie nie zagłuszyły jednak w więźniach pragnienia modlitwy. Chociaż publiczne wyznanie wiary, a nawet wykonanie znaku krzyża, groziło śmiercią, nie rezygnowali z praktyk religijnych oraz wyrażania szacunku dla poświęconych przedmiotów takich jak: różaniec, modlitewnik czy obrazki świętych. Potwierdza to spisana w „Żywym różańcu”, historia jednego z więźniów – księdza katolickiego, który pewnego październikowego dnia modlił się, trzymając w ręku różaniec. Takie jawne złamanie obozowego zakazu, zwróciło uwagę stojącego nieopodal esesmana. Wpadł w szał, zaczął bić księdza, a następnie zmusił go do połknięcia koralików różańca. Katowany do nieprzytomności i kopany przez zebranych esesmanów, duchowny katolicki zmarł na miejscu.
Nowa inicjatywa
Okrutna śmierć modlącego się kapłana, była wstrząsem nie tylko dla katolików, ale także dla więźniów innych wyznań a nawet tych, którzy uważali się za ateistów. Po tym wydarzeniu wśród więźniów, narodziła się nowa inicjatywa. Zaczęto wspólnie, w tajemnicy przed strażnikami odmawiać różaniec. Początkowo spotykano się w nielicznych grupach, które z czasem zaczęły się rozrastać. Jak wspominają byli więźniowie, wspólna modlitwa dodawała im siły i nadziei na przeżycie. W różańcu znajdowali ratunek przed depresją, oraz lękiem – nieodłącznym towarzyszem obozowej codzienności.
Po pewnym czasie dla upamiętnienia ofiar obozu, więźniowie postanowili założyć wspólnotę żywego różańca. W święto Ofiarowania Pańskiego, dokonali wspólnego aktu zawierzenia Pani Jasnogórskiej losów każdego więźnia. To ślubowanie, na nowo umocniło w nich nadzieję na szybkie odzyskanie upragnionej wolności. Więźniowie przyrzekli również, że po szczęśliwym wyzwoleniu, złożą Czarnej Madonnie dziękczynne votum, za otrzymaną łaskę. W ten sposób zrodził się pomysł utworzenia obozowego różańca.
Obozowe różańce
Dopiero w połowie roku 1943, dzięki pomocy pracujących przy obróbce kamienia Hiszpanów, udało się zdobyć 59 granitowych kostek. Każda z nich zawierała niewielkie otwory, w których gromadzono prochy, spalonych w krematoriach więźniów. W ten sposób powstała pierwsza radosna część różańca. Dla ukrycia swoich zamiary, więźniowie postanowili zamalować kostki czarną farbą, a następnie nanieść na nie białe kropki, w liczbie od jednej do sześciu. Pozornie granitowe sześciany przypominały kostki do gry a w rzeczywistości były paciorkami różańca oraz symbolicznymi urnami zamordowanych więźniów.
Do kolejnego makabrycznego wydarzenia w obozie doszło w roku 1943, kiedy to rozstrzelano siedemnastoletniego młodzieńca, który przybył do obozu ze swoim bratem. To wydarzenie na nowo zmotywowało więźniów, do kontynuowania inicjatywy żywego różańca. Wzorując się na granitowych kostkach, tym razem wykorzystano drewno z szubienicy obozowej, przygotowując z niego paciorki do drugiej, bolesnej części różańca. Tak jak poprzednim razem, kostki miały wywiercone otwory, do których wsypano prochy kolejnych skremowanych więźniów.
W 1944 r., załoga amerykańskiego myśliwca, niosącego pomoc Polakom, została ostrzelana przez niemieckie służby obozowe w Gusen. Piloci ratując się przed katastrofą, skoczyli ze spadochronami lądując w okolicach terenu obozowego. Niestety zostali schwytani przez esesmanów i rozstrzelani. Więźniowie pracujący przy usuwaniu amerykańskiego wraku, postanowili wykorzystać szybę maszyny, jako pamiątkę niesionej pomocy. Z pozyskanego materiału wykonano trzecią, chwalebną część różańca, do której również włożono prochy zamordowanych więźniów.
Spełnienie obietnicy
Ukończenie wszystkich trzech części obozowego różańca zeszło się szczęśliwie z końcem wojny. Na wiosnę, 5 maja 1945 r., późnym popołudniem obóz został oswobodzony, przez amerykański patrol. Więźniowie przypisali ten fakt Pani Jasnogórskiej, której przed kilku laty złożyli śluby. Chcąc dochować złożonej wówczas obietnicy i ofiarować votum dziękczynne za odzyskaną wolność, więźniowie podarowali Czarnej Madonnie, zachowane kostki-urny, spięte w różaniec. Pozostałe dwie części zostały przekazane do kościoła akademickiego św. Anny w Warszawie (część bolesna) oraz katedry wrocławskiej (część chwalebna).
Historia obozowego „żywego różańca” pokazuje, jak wielką siłę ma w sobie ta prosta modlitwa. Jak nauczał św. Jan Paweł II: „(…) modlitwa różańcowa jest wielką pomocą dla człowieka. Sprowadza ona pokój i skupienie; wprowadza nasze życie w tajemnice Boże i sprowadza Boga do naszego życia” (3 września 1983 r.). Znane są cuda i łaski wypraszane za wstawiennictwem Matki Bożej Różańcowej, „która nikogo nie opuszcza i nikim nie gardzi”. W prywatnych objawieniach maryjnych, również tych dokonujących się w naszych czasach, częstym przesłaniem Matki Bożej było wezwanie do modlitwy różańcowej, która jest ratunkiem dla całego świata. Czy modląc się na różańcu, rozważając wraz z Maryją tajemnice życia Jezusa, powierzam Jej swoje troski, ufając w moc Jej wstawiennictwa?
Wiktoria Myrta