Przypowieść o ziarnie padającym na różny grunt nie wymaga wyjaśnień. Sam Pan Jezus dał jej wyczerpującą interpretację. Warto jednak zatrzymać się nad jej treścią i zestawić z nią rzeczywistość własnego serca. Oto bowiem wciąż dokonuje się Boży zasiew. Dobre ziarno Ewangelii pada co dnia z ambon kościołów, szkolnych katedr, a nawet odbiorników radiowych i telewizyjnych. Czy jest nadzieja, że przyniesie ono obfity plon w naszym życiu? Może się bowiem zdarzyć, że choć jest w nas dużo dobrej woli, przyjmujemy – świadomie lub nieświadomie – taką postawę, która uniemożliwia rozwój i owocowanie Bożych treści w nas.
Istnieje niebezpieczeństwo, że ziarno słowa Bożego w ogóle nie będzie miało możliwości zakiełkować w nas. Dzieje się tak wtedy, gdy jesteśmy jak droga, na której wszystko dokonuje się w pośpiechu i zgiełku. Każdy może tędy przejść. Każdy zmierza ku celowi, jaki sobie wyznaczył i nawet do głowy mu nie przyjdzie, aby tracić czas na pochylenie się, by podnieść z ziemi ziarno. Gdyby to był złoty pieniądz, może zostałby dostrzeżony, ale nie ziarno… Ludzie na drodze nie są w stanie dostrzec ogromnej wartości ziarna, która tkwi nie w zewnętrznej postaci, ale w jego życiodajnej mocy. Mało kto pomyśli, że przecież gdyby je podnieść, posiać w dobrej ziemi i pielęgnować, to za rok można by mieć już kłos pełen ziaren, a za pięć lat można by już obsiać spory kawałek pola.
Ewangelia to słowo pełne prostoty i może nie zachwycać literackim pięknem. Czasem właśnie dlatego nie poświęcamy mu zbyt wiele zainteresowania, zabiegani pośród codziennych spraw. Tymczasem, aby to ziarno mogło zakiełkować w nas, trzeba zatrzymać się nad nim, zainteresować, dostrzec jego życiodajną moc – czyli zrozumieć je. To dlatego Pan Jezus mówił, że ziarno posiane na drodze oznacza człowieka, który „słucha słowa o królestwie, a nie rozumie go” (Mt 13, 19). Jeśli więc w spotkaniu ze słowem Bożym dochodzimy do wniosku, że jest ono dla nas niejasne, bo brak nam dostatecznej wiedzy, to nie powód, by przestać się nim interesować, ale wezwanie, by pytać, szukać, czytać – pokonywać własną niewiedzę. Jeśli zaś rozumiemy słowa a nie wiemy, jak je zastosować w codzienności, wystarczy sięgnąć po żywoty świętych i ich pytać, w jaki sposób żyli Ewangelią. By jednak dostrzec wartość ziarna, i by móc je przenieść na żyzną glebę, trzeba najpierw zatrzymać się nad nim.
Podobnie rzecz ma się z tym, którego w przypowieści oznacza ziarno posiane na skale. Pan Jezus powiada o takim człowieku, że jest „niestały” (por. Mt 13, 21). Jest jak cienka warstwa ziemi na twardym kamieniu. Jest ona dotąd środowiskiem rozwoju ziarna, dopóki sama nie zostanie zmieciona przez wiatry i deszcze. Właśnie powierzchowność w podejściu do słowa Bożego objawia się w tym, że człowiek wprawdzie jest nim zainteresowany, nawet dostrzega jego wartość i przyjmuje je z zapałem, ale szybko się męczy i zniechęca, bo podjęte zobowiązania są większe, niż się spodziewał. Chciałby zastąpić owe zobowiązania czymś innym, nowym, bardziej atrakcyjnym. Sposobem na tę słabość jest systematyczność, planowanie i troska o solidne wypełnianie postanowień i obietnic. Dużą pomocą jest tu modlitwa, w czasie której można przedyskutować z Panem Bogiem każdy pomysł i każde zamierzenie. Uniknie się wtedy niebezpieczeństwa brania na siebie zadań ponad własne możliwości, co najczęściej prowadzi właśnie do zniechęcenia.
Ziarno, które padło między ciernie, oznacza – według słów Pana Jezusa – tego, kto wprawdzie słucha słowa Bożego i rozumie je, ale ulega nadmiernym troskom związanym z dobrobytem, albo z sukcesem (por. Mt 13, 22). Człowiek taki wciąż nie ma czasu, jest zabiegany, nieustannie dźwiga ciężar niezliczonych spraw i balast własnego niepoukładanego wnętrza. Liczy przy tym tylko na własne siły i nie potrafi skorzystać z pomocy ani innych ludzi, ani tym bardziej Boga.
Jeśli ktoś rozpoznaje tu obraz siebie, powinien wspomnieć na słowa, które Pan Jezus skierował do Marty w Betanii: „Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba [mało, albo] tylko jednego” (Łk 10, 41-42), albo też na słowa z Kazania na górze: „Któż z was, przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia?” (Mt 6, 27). To być może pozwoli zobaczyć, że nie potrzeba wiele, aby w oparciu o właściwą hierarchię wartości uporządkować własne życie; aby chcieć „bardziej być, niż mieć” – jak mówił Jan Paweł II. Tak więc można odkryć w sobie dobro i starać się je rozwijać, korzystając z pomocy łaski Bożej i dobroci innych.
Bóg sieje obficie. Od nas jednak zależy, czy zasiew Jego słowa wyda w nas plon. Wpierw trzeba słuchać i starać się zrozumieć to słowo. Wtedy można odkryć jego nadprzyrodzone piękno, jego życiodajną moc i przyjąć je jako wspaniały dar Ojca, by z pomocą Ducha Świętego przeniknąć jego głębię i według niego układać swoje życie. Wtedy możemy być pewni, że nasze dni nie będą przemijały bezowocnie. Nie należy zwracać uwagi na to, jak wielki będzie plon: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny czy stokrotny – ważne, by był on na miarę otrzymanego daru, którym jest ziarno Bożego słowa.
Ks. Paweł Ptasznik